Krzysztof Cyran
- gitarzysta, teoretyk muzyki,
- doktor na krakowskiej Akademii Muzycznej,
- nauczyciel przedmiotów ogólnomuzycznych w PSM II st. im. Wł. Żeleńskiego w Krakowie
Wspomnienie –
Rok 1985, budynek przy Basztowej 23. Spełniam swoje szalone marzenie, żeby zostać muzykiem. Jako dwunastolatek pierwszy raz jeżdżę sam autobusem przez pół miasta. Do klasy gitary Pani Joanny Kowalczyk trafiam w momencie, gdy starszymi kolegami są Jacek Królik i Marek Piątek, a młodszymi będą Jarek Dzień, Maciek Mąka i Paweł Kwaśny. Słyszeć Sonatę C-dur Fernando Sora w wykonaniu Królika – bezcenne… Gdyby został klasykiem, też byłby wielki.
A skoro o Króliku – on to najpiękniej wyraził w jednym z wywiadów, że właśnie Pani Joannie Kowalczyk zawdzięcza podstawy swojego warsztatu. Mogę się tylko pod tym podpisać. Cierpliwość nauczyciela do niecierpliwego ucznia zapamiętałem na całe życie, zwłaszcza teraz, gdy również pracuję jako nauczyciel. Mądrość, żeby nie dawać przedwcześnie zbyt trudnych utworów, a kiedy trzeba – docisnąć. Pierwszy wygrany konkurs – w Strzelcach Krajeńskich, przesłuchania w szkole muzycznej malowniczo położonej w…baszcie zabytkowych murów miejskich. Pierwsze „obowiązkowe” wyjścia z Panią na koncerty gitarowe – poznanie sław takich jak Cotsiolis, Aussel, Cardoso, Morel, no i szesnastoletni Krzyś Pełech wygrywający nasz krakowski konkurs.
Pierwszy wyjazd zagraniczny – Tallinn, Estonia. Nasz rocznik dyplomowy po tym wyjeździe tak się zżył, że nawet twardym facetom łza się w oku zakręciła. Przygotowaliśmy program artystyczny na rozdanie dyplomów; grało się wtedy Kaczmarskiego i Stare Dobre Małżeństwo. Był to niezapomniany wieczór, również z tego powodu, że pękła mi struna i ukończyłem program na pięciu. Poradziłem sobie – byłem już wtedy obeznany nieco ze sceną. A zawdzięczam to, bez wątpienia, mojej ukochanej Szkole. Cztery lata wcześniej, na pierwszym egzaminie, jako totalnie nieopierzone pacholę, dostałem z tremy ataku
amnezji – pamiętam tylko, jak wchodziłem na scenę i z niej schodziłem.
Muzyka jest nie tylko piękną rzeczą, jest też całkiem solidną szkołą życia. Mogę to powiedzieć po trzydziestu latach jej uprawiania. Grając klasycznie i rozrywkowo, pisząc doktorat z teorii muzyki, ucząc studentów Akademii Muzycznej, uczniów szkoły średniej, a kiedyś również podstawowej, mam poczucie, że uczestniczę w czymś nie tylko pięknym, ale i rzetelnym, prawdziwym, wartościowym. A bramy tego skarbca otwarła mi Szkoła imienia Stanisława Wiechowicza.
Krzysztof Cyran